Wciąż siedzę na
jabłoni, stąd lepiej widać drogę, a gdy czuję głód wyciągam po prostu rękę
/głupio byłoby teraz zagłodzić się na śmierć/. Więc siedzę, dość wygodnie mi, a
jabłka słodkie dojrzewają po kolei, niespiesznie. Macam kieszeń czerwonej
spódnicy by upewnić się, że jest tam to rubinowe jabłuszko zerwane dawno, gdy
na starym orzechu wykluwał się puszczyk /coraz słabszy biedak i wzrok już nie
ten, zdarza się zahaczyć o moją głowę skrzydłem/. Czasem pod drzewo podbiegnie
wilk z nieodległego lasu, jak herold swoim wyciem zapowiada nadejście pana.
- Witaj ty tam na
jabłoni i wybacz, że na górę nie wlezę, czas mnie goni jak zwykle, rzuca pan w
zieloność konarów i odchodzi.
Wciąż jeszcze siedzę na moim drzewie, stąd lepiej widać drogę, a gdy czuję głód po prostu wyciągam rękę /głupio byłoby zagłodzić się teraz na śmierć/. Któregoś dnia wycięto orzech, rozsypało się ptaszkowe gniazdo, martwego puszczyka obsiadły muchy.
Rubinowe jabłuszko lśni w słońcu wytarte na blask szmatką spódnicy. Od strony lasu słychać wycie wilka.
- Witaj ty tam, na
jabłoni i wybacz, że na górę nie wlezę, bo jak zwykle czas mnie goni, słyszę wyczekiwany
głos.
Aż kiedyś przez
dziurę w kieszeni uciekło na pierzynkę z gałązek rubinowe jabłuszko, potem
stoczyło się w dół i z głuchym westchnieniem roztrzaskało się w kawałki na
zmarzniętej na kamień ziemi.
Wiatr bez trudu wytrząsnął mnie z gałęzi, ważyłam dla niego nie więcej niż pudełko posklejanych landrynek i zdmuchnął na pustą drogę. Drżąc z zimna /nie prawda, ze strachu/ ruszyłam przed siebie bez nadziei, że w końcu cię dogonię.
<magenta>
Wiatr bez trudu wytrząsnął mnie z gałęzi, ważyłam dla niego nie więcej niż pudełko posklejanych landrynek i zdmuchnął na pustą drogę. Drżąc z zimna /nie prawda, ze strachu/ ruszyłam przed siebie bez nadziei, że w końcu cię dogonię.
<magenta>
życzę byś dogoniła wszystko to co przed Tobą ucieka :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)